Artykuły

Tam, gdzie rosną ogórki

Mamy więc sezon ogórkowy.W tym roku rozpoczął się on w teatrze ze znacznym opóź­nieniem. Już w pełni okresu waka­cyjnego teatry warszawskie dały po­żegnalną serię ważkich premier. Wy­dawało się, że pod osłoną tegorocz­nych słot i deszczów aktywność ar­tystyczna scen warszawskich nie ustanie,że skoro nie ma lata, nie będzie i ogórków. Było to oczywiście złudzenie: na­turalna cezura,dzieląca nasze życie kulturalne na sezony,zjawiła się po prostu z niejakim opóźnieniem. Opóźnienie to zapisać należy na konto osiągnięć i utrwalić w naszym obyczaju teatralnym: okres jałowy uległ dzięki niemu wydatnemu skró­ceniu. Obecnie wchodzimy w ogórki bez przygotowania,zdemoralizowani ak­tywnością letniego finału i bardziej wymagający. Toteż kiedy dyrektor Meller zaprasza nas w środku lata na nową premierę,udajemy się do teatru ochotnie i pełni najlepszych nadziei. Teatr Dramatyczny,co podnosili­śmy wielokrotnie, zwraca uwagę wytrawnym i dość konsekwetnym wyborem sztuk. I tym razem spodziewamy się więc ujrzeć coś an­gażującego intelekt i wyobraźnię. Zapowiedziano nam prapremierę sztuki polskiej; tym większe jest nasze zaciekawienie. Pamiętamy,że właśnie na tej scenie zaprezentowano nam po raz pierwszy Mrożka jako dramaturga. Z tym większą uwagą i życzliwością postanawiamy sobie śledzić na niej debiut Wydrzyńskiego.

Rozczarowanie jest na miarę ocze­kiwań. "Uczta morderców" Wydrzyńskiego okazuje się typową sztuką bulwarową. Cechuje ją pewna,wy­magana w tym rodzaju,zręczność rzemiosła i całkowity brak samo­dzielności artystycznej i intelektual­nej. Ze sceny nie pada jedno zdanie,którego nie słyszelibyśmy od kogoś modnego wcześniej,i to zazwyczaj w lepszej redakcji. Na schemacie "Szczęścia Frania",który to schemat stał się dzisiaj obyczajowo nonsen­sowny,próbuje zarysować autor w formie komediowej konflikt między pokoleniem "zagadkowej młodzieży" i światem dorosłych. Zapowiada rzecz w tonacji Durrenmatta,ja­kąś "tragiczną komedie" w duchu "Wizyty starszej pani",ale ta inspira­cja mu nie wystarcza;zaczem poja­wiają się półcytaty z Becketta,Ione­sco,Geneta,a to jakby dla podmalowania współczesnej atmosfery nu­dy,zniechęcenia, powszechnej niemożności i ukazania "świata jako burdelu",co jak się zdaje,nie wymaga szczególnej odkrywczości i pomocy obcych autorytetów. Najlepsze zresztą są rodzime cytaty z Manturzewskiego,przy pomocy których au­tor kontrastuje język chuliganów i sztywny język dorosłych,uzyskując efekt komiczny,potem już naduży­ty w toku sztuki. Najchętniej szermuje jednak Wydrzyński potoczną błyskotliwością kawiarnianą,bardzo już zmatowia­łą,jak np.owym zdankiem,że tru­dno wyobrazić sobie Romea i Julię jako małżeństwo... Są to zasoby dowcipu anonimowe,ktoś to kiedyś powiedział,ale nikt dzisiaj nie przy­znaje się do autorstwa,ten humor stał się kawiarnianym Volksschatzem i nie zachodzi szczególna potrzeba dalszego popularyzowania go. To jednak,co robi Wydrzyński,mieści się w ramach chwytów dozwolo­nych,a to mianowicie w poetyce sztuki bulwarowej,która za­wsze jest kontaminacją sentencji z modnych a bardziej elitarnych auto­rów i pokazem potocznego humoru ulicy czy kawiarni. Nie pragniemy więc prawić impertynencji autoro­wi,bo większą sympatię budzi w nas rzecz skromna i świadoma swo­ich granic, niż mierne dzieło drama­tyczne,pisane z pozycji "Dziadów" i "Kordiana" i mające pretensje,aby być tragedią narodową. Sztuka Wy­drzyńskiego,zagrana przez Syrenę,Buffo czy Komedię, znalazłaby się zapewne na właściwej scenie i nie budziłaby tego rozczarowania,któ­re nieuchronnie sprawiać musi na deskach Teatru Dramatycznego. Za­grana w teatrze Mellera, sztuka ta z trudem daje się traktować jako bulwarowa. Rzecz pomyślana kame­ralnie dla sceny pudełkowej,roz­grywana jest tutaj na wielkiej ot­wartej scenie. Warszawskie(?)mie­szkanko, w którego jednym pokoju rozgrywa się akcja,przypomina Ha­lę Mirowską;nawet najzręczniejsza scenografia nie może zmniejszyć fał­szywej skali. Aktorzy,ginący w tej nadmiernej przestrzeni,rzucają ku sobie kwestie,które powinny za­brzmieć intymnie,brzmią zaś po prostu za cicho. Rozgrywanie rze­czy kameralnych na wielkiej scenie jest z punktu widzenia teatralnego błędem w sztuce. Zwracałem już na to parokrotnie uwagę;wydaje się,że oczywistość ta znajduje u nas ma­ło zrozumienia.

Sztuka Wydrzyńskiego otrzymała świetną obsadę (Kalinowski, Łuczycka,Czyżewska,Pokora,Krafftówna) i wyreżyserowana została ze starannością i inwencją właściwą Wandzie Laskowskiej. Z aktorów za­pamiętuje się Elżbietę Czyżewską, obsadzoną bardzo trafnie. Czyżew­ska świetnie demonstruje pozę,wdzięk i manierę współczesnego ko­ciaka ze sfer artystycznych. Nie tyl­ko znakomicie porusza się na sce­nie, ale nadto potrafi poruszać się współcześnie. Każdy ruch słu­ży ponadindywidualnej charaktery­styce postaci jako pewnego typu. Czyżewska miała dobrego partnera w Wojciechu Pokorze, który jako chuligan wykazał dużą zdolność imitatorsko-obserwacyjną. Pyszne stu­dium rodzajowe "pomocy domowej" dała Krafftówna. Te indywidualne noty pozytywne nie osłabiają bynaj­mniej naszego przeświadczenia,że Wydrzyńskiego powinien zagrać ktoś inny,gdzie indziej i dla kogo inne­go.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji